Okazuje się, że tylko w pierwszym półroczu 2009 r. niezgodnie z rozkładem jazdy kursowało ponad 3,5 tys. składów, zaś między czerwcem a grudniem - już ponad 4 tys. Średnio za jedno spóźnienie kolej zapłaci więc zaledwie 33 złote.
W urzędzie marszałkowskim przekonują, że liczba spóźnień i tak nie była duża. - To jest tylko około 6 proc. wszystkich pociągów, które wyjeżdżały na tory - ocenia Agnieszka Zakęś, dyrektor departamentu infrastruktury w urzędzie marszałkowskim.
Do pasażerów podróżujących koleją nie przemawia argumentacja, że opóźnień było mało. Zwłaszcza do tych, którzy do Wrocławia dojeżdżają do pracy lub szkoły.
- W lecie i zimie to jest koszmar. Czasem nie ma nawet informacji, jak wielkie będzie to opóźnienie i czy pociąg przyjedzie czy nie - mówi Monika Kowalczyk, która kilka razy w tygodniu służbowo podróżuje z Brzegu do Wrocławia.
Okazuje się jednak, że kolej nie płaci za wszystkie spóźniające się pociągi. Kary naliczane są tylko za "poślizg" powyżej 10 minut. Krótsze opóźnienia są tolerowane. Tak wynika z umowy, podpisanej przez urząd marszałkowski z Przewozami Regionalnymi.
- To finansowe obciążenie ma zdyscyplinować Przewozy Regionalne do lepszej pracy - podkreśla dyrektor Zakęś. Dodaje, że dwa lata temu zapłaciły one ponad 300 tys. zł.
Czy za rok spółka znów zapłaci karę? Statystyki za 2010 r., a zwłaszcza za zimowe miesiące, na pewno nie będą optymistyczne. Ogromne opóźnienia pociągów spowodowane były m.in. popękanymi 11 podporami pod wiaduktami kolejowymi nad ulicami: Zielińskiego, Zaporoską i placem Rozjezdnym, a także problemami a taborem. Tylko w styczniu Przewozy Regionalne musiały odwołać kilkanaście zepsutych składów, a utrzymujący się śnieg i mróz spowodował opóźnienia niemal każdego pociągu.
echodnia.eu W czerwcu wybory do Parlamentu Europejskiego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?